piątek, 21 lutego 2014

Cztery

Następnego dnia odbył się pierwszy trening reprezentacji Polski. Kiedy wyszłam na boisko zastałam tam tylko mojego szefa - Tomasza Iwana i trenera Adama Nawałkę.
- Dzień dobry! - zawołałam - Chyba nie przyszłam za wcześnie.
- Wręcz przeciwnie! - odparł Tomek - Widzisz tych ludzi tam? - zapytał wskazując na grupkę, która stała poza ośrodkiem.
- No widzę.
- Dziennikarze i reporterzy. Tylko ludzie z plakietką mogą wejść. Ty teraz tam pójdziesz i wpuścisz tylko tych z identyfikatorem. Pamiętaj, że prawidłowy jest ten, który ma pieczątkę PZPNu z dzisiejszą datą. Reszta to wydruki z internetu - wytłumaczył.
- Ambitne zadanie to to nie jest - wtrącił się trener Nawałka.
- Tak jak trenowanie tej reprezentacji - odgryzł się mój szef i wskazał ruchem głowy żebym zajęła się swoim zadaniem.
Ruszyłam żwawo w stronę grupki dziennikarzy. Próbowałam udawać, że jestem bardzo pewna siebie i że wiem co robię. W rzeczywistości nie byłam pewna czy ci ludzie będą chcieli mnie w ogóle słuchać.
Kiedy doszłam do bramy, za którą stało około dziesięciu reporterów płci przeciwnej, powiedziałam głośno i pewnie:
- Witam serdecznie! Jak pewnie państwo wiedzą, na teren ośrodka wejdą tylko osoby ze specjalną plakietką - w tym momencie pokazałam swoją - od PZPNu.
- Pani nazwisko to Teodorczyk? - zapytał stojący najbliżej mnie.
Serce zaczęło mi bić mocniej, lecz starałam się nie dać poznać po sobie, że ten facet mnie rozgryzł. Musiałam szybko coś powiedzieć, zwlekanie odpowiedzi pogorszyłoby moją sytuację.
- Jakiś problem? - zapytałam - Uprzedzam pana następne pytanie: nie, nie jestem spokrewniona z jednym z naszych zawodników.
Widocznie moja riposta podziałała, bo mężczyzna się już więcej nie odezwał.
- Bardzo proszę teraz o pokazanie identyfikatorów.
Okazało się, że tylko dwie osoby miały oryginalną plakietkę. Około pięciu próbowało mnie oszukać drukując sobie z internetu, reszta ich po prostu nie miała. Wpuściłam, więc dziennikarza, który zajmował się kręceniem filmików na internetowy kanał "Łączy nas piłka" i Sergiusza Ryczela - reportera TVNu.
Kiedy wróciłam na boisko, piłkarze rozpoczynali rozgrzewkę. Próbowałam nie patrzeć w stronę Marcina i Mateusza, ponieważ ostatni wieczór wydał mi się bardzo, ale to bardzo dziwny i nie chciałam żeby to się powtórzyło. Unikając spojrzeń piłkarzy, weszłam do hotelu.
Po około dwóch godzinach odbył się obiad reprezentacji. Postanowiłam usiąść przy czteroosobowym stoliku z Waldkiem Sobotą, ponieważ on jako jedyny z tych piłkarzy, których poznałam i którzy nie są moją rodziną nie chciał mnie poderwać.
- Mogę? - zapytałam patrząc po pozostałych zawodnikach, którzy tam siedzieli.
- Pewnie - odparł jeden z nich wskazując na puste krzesło.
- Majka, to jest Bartek - wskazał na uśmiechającego się chłopaka z zarostem, na oko młodszym ode mnie - a to Arek. Chłopaki, to jest Majka, jest u nas nowa.
- Zupełnie jak ja - zażartował Bartek.
- Ej! Młodzieżówka też się liczy! - zaprzeczył Arek.
- Zgadzam się, młodzieżówka też jest ważna - wtrąciłam się - Jest tutaj ktoś jeszcze z U21?
- Marcin też gra, nawet wraca z nami po meczu ze Słowacją do Krakowa - odparł Bartek - Poznałaś go już?
- Zgaduję, że był wczoraj u ciebie - mruknął pod nosem Waldek.
- No był, skąd wiedziałeś? - zapytałam podejrzliwie.
- I Mateusz pewnie też? Mówili mi.
- Dokładnie! Ej, to była strasznie dziwna sytuacja. Chcę o niej jak najszybciej zapomnieć - powiedziałam stanowczo na co Waldek wybuchł śmiechem.
- O co chodzi? - zapytałam.
- Waldi, co z tobą? W jednej chwili mruczysz coś pod nosem a potem wybuchasz śmiechem. Masz PMS czy coś takiego? - zapytał Bartek co spotkało się z moim karcącym wzrokiem.
- Nie żeby coś - dodał po chwili.
- Majka, dowiesz się w swoim czasie o co chodzi - oznajmił Waldek próbując opanować śmiech.
- Mów o co chodzi - zażądałam.
- Właśnie! My też chętnie posłuchamy - przytaknął Arek.
- Marcin, ratuj! - powiedział Waldek do przechodzącego obok Kamińskiego.
- Marcin, wybawicielu! - przedrzeźniał Bartek Waldka.
- O co chodzi? - zapytał zatrzymując się. Po raz pierwszy tego dnia nie mogłam uniknąć jego wzroku, musiałam na niego popatrzeć i zobaczyć jego szeroki uśmiech w moją stronę. Mimo sprzeciwu rozumu, serce odwzajemniło lekkim uniesieniem się kącików ust.
- Prawie się wygadałem o sam wiesz czym i teraz mnie męczą, żebym im powiedział o... sam wiesz czym.
- O tym, że Mateusz w nocy szedł w samych bokserkach do pokoju Szczęsnego? Żadna nowość. - odparł odchodząc.
- Ktoś tu kręci - powiedziałam zakładając ręce na piersiach.
- Idź się zapytaj Teodorczyka i daj mi spokój, kobieto! - prosił Waldek.
- I tak miałam już iść - odparłam odsuwając się od stolika - Nie wiecie czy Teo już skończył jeść?
- Widziałem jak szedł do góry - powiedział zjawiający się ni stąd ni zowąd Mateusz.
- Ok, dzięki - odparłam i żwawo podążyłam w stronę schodów a następnie pokoju numer 44.
Zauważyłam, że drzwi są lekko uchylone, więc zwolniłam tempo. Zwykle nie podsłuchuję innych, ale tym razem nie mogłam się oprzeć przed pokusą dowiedzenia się czegoś z życia mojego brata. Kiedy byłam już na tyle blisko, aby usłyszeć o czym rozmawiają, zatrzymałam się.
- To jest idiotyczna zabawa dla gimnazjalistów - mówił Marcin.
- Jesteś tu do środy, to za cztery dni. Zrób to w ostatni. I tak jej już więcej nie zobaczysz, więc co ci szkodzi? - argumentował Łukasz.
Kim była 'ona'? Co to za 'zabawa'? Chodziło o mnie? I o co do cholery chodziło Waldkowi?  - tylko takie pytania kłębiły mi się w głowie kiedy szłam do swojego pokoju.

________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Hej, hej, heeeej! Dziękuję mojej wenie, że wreszcie mnie natchnęła co do tego bloga i wreszcie byłam w stanie coś napisać. Rozdział kiepski, mało się dzieje, końcówka może być, ale przynajmniej coś jest!
Mam nadzieję, że chociaż Wam się spodoba :)