- Hej! Mogę wiedzieć gdzie się tak spieszysz? Nic ci nie jest?- zapytał zakładając opiekuńczo rękę na moje ramię.
- Nie, nic mi nie jest - odparłam zdejmując ją - Zapomnialam czegoś z pokoju - skłamałam.
- Mogę pójść z tobą jak chcesz - zaproponował.
Jedyne czego mi teraz było potrzeba to końskich zalotów Mateusza.
Wymigując się od spędzenia czasu z Matim szłam w stronę pokoju, a on za mną.
- To nic ważnego, muszę to po prostu dać Tomkowi - powtarzałam.
- Pomogę ci tego szukać - odpowiadał.
Miałam serdecznie dość Mateusza. Denerwował mnie swoją nadopiekuńczością i wciąż pamiętałam jak zachowywał się w stosunku do Marcina zeszłego wieczoru.
Kiedy byłam już pod swoim pokojem próbując spławić Mateusza, oparłam się plecami o drzwi a dłoń położyłam na klamce.
- Czemu nie wchodzimy? - zapytał.
- Bo mogę wejść tam tylko ja, ta rzecz jest... nie możesz o niej wiedzieć - kłamałam.
- Oj tam, Tomek się chyba nie obrazi - odparł przysuwając się do mnie bliżej i kładąc rekę na mojej dłoni, którą miałam na klamce.
- Wiesz, trochę mi się spieszy - mówiłam udając, że jestem spokojna. W rzeczywistości serce biło mi jak oszalałe.
- Stanę w twojej obronie jeżeli Tomek będzie chciał cię zwolnić - powiedział nachylając się nade mną.
- Chyba nie powinniśmy - odparłam odsuwając go od siebie, ale to nic nie dało. Nasze wargi spotkały się w delikatnym pocałunku. Było przyjemnie, nawet bardzo, ale musiałam to przerwać. Nie chciałam angażować się w związek, tymbardziej, że kilkanaście godzin temu, chopak rzucił mnie przez telefon. Potrzebowałam przerwy.
Kiedy Mateusz oderwać swoje usta od moich, spoliczkowałam go.
- Co jest kurw... - zaczął, ale nie dokończył, bo ktoś mu przerwał.
- Hej, Majka! Wszystko ok? - usłyszałam za plecami Mateusza, który gwałtownie się odwrócił.
Był to Arek Milik zmierzający w naszą stronę, ktorego poznałam na śniadaniu.
- Nie twój interes - odparł przez zaciśnięte zęby Mateusz.
- Widzę, że ktoś ma tu problem z nachalnym kolegą - stwierdził Arek wykonując porozumiewawczy ruch brwiami - Mati, jak tam twoja dziewczyna? Dobrze jej się mieszka w Holandii?
Ledwo powstrzymałam śmiech. Popatrzyłam zdzwiona na Mateusza krzyżując ręce w piersiach.
- Przyjdę potem - powiedział do mnie i odszedł.
Kiedy zniknął z mojego pola widzenia, postanowiłam podziękować mojemu 'wybawicielowi'.
- Spadłeś mi z nieba.
- Mógłbym powiedzieć to samo o tobie - odparł uśmiechając się.
Czy ja się nie przesłyszałam? Czy on właśnie dał mi do zrozumienia, że mu się podobam? To zgrupowanie to chyba jeden wielki żart - pomyślałam.
- Przypomniało mi się, że zostawiłam coś w pokoju Teo. Zobaczymy się później - powiedziałam i szybko wróciłam się pod drzwi numer 44 zostawiając Arka z miną wyrażającą rozczarowanie, zdziwienie i pożądanie. W co ja się wplątałam?
***
Stałam przed drzwiami pokoju Łukasza i już miałam pukać kiedyś ktoś żwawo otworzył przede mną drzwi. Był to mój brat we własnej osobie.
- Jesteś sam?- zapytałam półszeptem.
- Wchodź - odparł otwierając szerzej drzwi a kiedy skorzystałam z jego zaproszenia, zapytał - O co chodzi?
Usiadłam na kanapie i zastanowiłam się chwilę jak zacząć.
- Ostatnio zachowanie kilku twoich kolegów bardzo mnie dziwi - powiedziałam.
Widziałam jak twarz Łukasza z wyrazu zaciekawienia przerodziła się w lekką panikę. Oparł się o ścianę, założył ręce na piersi i zapytał:
- Kogo konkretnie?
- Na przykład Marcina.
- Podobasz mu się - stwierdził szybko.
W tym momencie to pokoju wpadł Mateusz, który był cały w euforii i zawołał:
- Gdzie ta ciota Marcin? Wygrałem, Teo! Rozumiesz?! Wygra... - przerwał kiedy mnie zobaczył.
- No pochwal się co wygrałeś - wstałam i zachęciłam go ironicznie - Poczekaj, niech zgadnę... Zakład?
Popatrzyłam po obydwóch, Łukasz zrobił gest zwany "facepalmem" a Mateusz stał z otwartą buzią i nie był w stanie nic powiedzieć.
- W ogóle nie macie klasy - skomentowałam i już miałam wyjść kiedy coś mnie zatrzymało.
Podeszłam do Mateusza i udeżyłam go w twarz po raz drugi tego dnia. Należało mu się.
Na korytarzu spotkałam Marcina.
- Hej! Masz ochotę... - nie dokończył, bo spotkał go taki sam los jak Matiego - Co jest, do cholery?!
Postanowiłam wbić gwodź do trubny i odparłam:
- Domyśl się.
Chciałam jak najszybciej skończyć ten dzień. Przemknęłam do swojego pokoju, usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. To było za dużo jak na jeden dzień.
W tym momencie to pokoju wpadł Mateusz, który był cały w euforii i zawołał:
- Gdzie ta ciota Marcin? Wygrałem, Teo! Rozumiesz?! Wygra... - przerwał kiedy mnie zobaczył.
- No pochwal się co wygrałeś - wstałam i zachęciłam go ironicznie - Poczekaj, niech zgadnę... Zakład?
Popatrzyłam po obydwóch, Łukasz zrobił gest zwany "facepalmem" a Mateusz stał z otwartą buzią i nie był w stanie nic powiedzieć.
- W ogóle nie macie klasy - skomentowałam i już miałam wyjść kiedy coś mnie zatrzymało.
Podeszłam do Mateusza i udeżyłam go w twarz po raz drugi tego dnia. Należało mu się.
Na korytarzu spotkałam Marcina.
- Hej! Masz ochotę... - nie dokończył, bo spotkał go taki sam los jak Matiego - Co jest, do cholery?!
Postanowiłam wbić gwodź do trubny i odparłam:
- Domyśl się.
Chciałam jak najszybciej skończyć ten dzień. Przemknęłam do swojego pokoju, usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. To było za dużo jak na jeden dzień.
___________________________________________
CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
Mamy przedostatni rozdział :)
Taki trochę średni, ale niech będzie ;p
Liczę, że Wam się podoba.
Jeśli ktoś jeszcze nie widział, zapraszam na nowego bloga o skokach -----> http://my-sweet-revenge-ski.blogspot.com/
Wczorajszy mecz mnie bardzo, ale to bardzo zdołował :(